Dzisiejszy post będzie o produkcie, który otrzymałam na niedawnym spotkaniu blogerek w Katowicach, o którym pisałam TUTAJ. Pani Ela bardzo ciekawie mówiła nam o produktach firmy Palmer's, a po wykładzie obdarowała nas produktami, które same wybrałyśmy - super, że mogłyśmy wybrać kosmetyk do testów. Wybrałam peeling do ciała z serii Cocoa Butter Formula i z wielką ochotą wzięłam się za testowanie produktu, gdy tylko przywiozłam go do domu.
Uwielbiam peelingi do ciała - już nie raz o tym wspominałam. Lubię mocne zdzieraki jak na przykład domowy peeling kawowy, czy peelingi z korundem - tutaj drobinki ścierające są niesamowicie małe, ale bardzo skutecznie peelingują ciało - korund używałam też do peelingu twarzy, jednak w tym przypadku trzeba bardzo uważać żeby nie uszkodzić delikatnego naskórka twarzy. Ale dziś nie mam pisać o ulubionych peelingach, a o jednym konkretnym peelingu: PALMER'S Cocoa Butter Formula Cocoa Body Scrub.
Odkryj młodszy wygląd swojej skóry z unikalna formułą na bazie masła kakaowego wzbogaconą masłem shea, witaminą E oraz aktywnymi składnikami złuszczającymi, zapewniającymi maksymalny efekt nawilżenia, oczyszczenia, ujędrnienia i wygładzenia skóry.
Skład: masło kakaowe, masło shea, witamina E oraz składniki złuszczające.
Działanie: Palmer's Peeling do ciała Cocoa Body Scrub, to bardzo przydatny kosmetyk – zwłaszcza przed latem, który doskonale pielęgnuje, a jednocześnie pozwala odkryć gładką i aksamitnie miękką skórę. Peeling pozostawia skórę nawilżoną, oczyszczoną, ujędrnioną i wygładzoną.
Sposób użycia: Stosować peeling delikatnie wmasowując kolistymi ruchami podczas kąpieli w ciepłej wodzie, w szczególności w okolicach kolan, łokci, pięt. Następnie spłukać wodą.
Produkt zamknięty jest w opakowaniu typowym dla maseł i niektórych peelingów - dosyć płaskim zakręcanym słoiczku. Po otwarciu ukazuje się nam 2ga zatyczka mianowicie plastikowa nakrywka z logiem firmy. Nie ma problemów z otwarciem słoiczka, zamyka się również bezproblemowo - nie musimy się martwić, że produkt się wyleje. Opakowanie jest solidne i na pewno przetrwa upadek na podłogę (ja jednak pod tym względem jeszcze go nie testowałam - nie spadł ani razu).
Sam peeling ma beżowy kolor z brązowymi i czarnymi drobinkami ścierającymi. Kosmetyk ma gęstą, zbitą, troszkę woskową konsystencję. Dzięki konsystencji mogą wystąpić na początku problemy z aplikacją. Cudownie pachnie - mogłabym go wąchać i wąchać. Zapach pozostaje na moim ciele około 2 godzin. Zdecydowanie przyjemniej będzie się go używać jesienią i zimą kiedy takie zapachy są pożądane, dosyć intensywne i "ciepłe", jednak latem również mi ten zapach się podobał pomimo, że tą porą roku wolę zapachy świeże i orzeźwiające.
Pani Ela zaproponowała nam taką aplikację peelingu: nakładamy na suche ciało i masujemy, po jakimś czasie zwilżamy delikatnie ciało i masujemy dalej, następnie spłukujemy ciało wodą. Wtedy uzyskujemy najlepsze efekty, peeling działa wtedy zdecydowanie mocniej niż, gdy nakładamy go na zwilżone ciało. Plusem aplikacji na suche ciało jest to, że peeling nie ślizga się wtedy po skórze, a taki efekt występuje gdy zwilżymy ciało, na początku peeling "nie chce" z ciałem współpracować, ale po chwili wszystko jest już okej. Bez problemu usuniemy go z ciała.
Jeśli chodzi o efekty to zdecydowanie jest to ścierak warty uwagi ponieważ działanie peelingujące ma jak najbardziej zadowalające. Świetnie radzi sobie z usuwaniem suchego naskórka, jeśli nie macie bardzo wymagającej skóry to nie będzie Wam potrzebne dodatkowe nawilżanie. Peeling pozostawia skórę aksamitną w dotyku, miękką, gładką, nie podrażnia. Nie pozostawia żadnego filmu na ciele. Wydajność w porządku - po pierwszy użyciu myślałam, że będzie niewydajny, jednak stan jaki widzicie na zdjęciach to około 5 użyć.
Cena zdecydowanie zbyt wysoka, podobny, a nawet większy, poziom zdzierania da nam domowy peeling kawowy - za znacznie mniejsze pieniądze.
Tymczasem mykam pod prysznic i zasiadam do kolejnych 2 blogów. Za niedługo będziecie mogły zobaczyć efekty mojej pracy. Pamiętajcie, że moje wcześniejsze metamorfozy znajdziecie TUTAJ.
Cena: ok. 40 zł/200g
Podsumowując:
Cena zdecydowanie zbyt wysoka, podobny, a nawet większy, poziom zdzierania da nam domowy peeling kawowy - za znacznie mniejsze pieniądze.
Tymczasem mykam pod prysznic i zasiadam do kolejnych 2 blogów. Za niedługo będziecie mogły zobaczyć efekty mojej pracy. Pamiętajcie, że moje wcześniejsze metamorfozy znajdziecie TUTAJ.
Brzmi kusząco :). Szkoda, że cena jest taka wysoka :/
ReplyDeleteBardzo go polubiłam, to jeden z fajniejszych peelingów, jakie miałam :)
ReplyDeleteChciałabym przetestować kosmetyki tej firmy, ale właśnie cena mnie odstrasza... To ja już mimo wszystko tyle wolę wydać na dobry lakier do paznokci ;)
ReplyDeleteJak na razie zdecydowanie mój peelingowy ulubieniec. Tylko znaleźć teraz coś tańszego i tak dobrego...
ReplyDeletetrochę drogi;(
ReplyDeleteWygląda smakowicie :D
ReplyDeleteNie próbowałam, ale kawowy bardzo lubię :D
Kusisz... pamiętam te kosmetyki z pobytu na wyspach i miło je wspominam :) chyba się im bliżej przyjrzę :)
ReplyDeletecena mnie zdziwiła... myślałam, że będzie tańszy. podobnie jak Ty uwielbiam peelingi i pewnie też bym go wybrała :D
ReplyDeleteCena trochę wysoka:(
ReplyDeletecena wysoka, ale skoro jest dobry to tylko kupowac :)
ReplyDeleteja mój balsam z tej serii uwielbiam i kocham miłością wielką :D
ReplyDeleteFajnie wygląda, myślę, że się na niego skuszę:)
ReplyDeleteNie miałam żadnego kosmetyku z tej firmy,ale kiedyś na pewno na coś się skuszę
ReplyDeletezgadzam się, to jest chyba ogólna wada kosmetyków tej firmy - CENA, ale czasem coś można wyhaczyć na promocji :)
ReplyDeleteOsobiście polecam peeling wodno-tlenowy który nie kosztuje dużo a daje fenomenalne efekty.
ReplyDeletesuper
ReplyDelete